'Toni Erdmann' to produkcja, którą najlepiej oddaje porównanie do gotującego się sosu pomidorowego. Przez dwie godziny akcja filmu niespiesznie rozwija się niczym łagodnie falująca powierzchnia pomidorowej pulpy, aby w kilku kluczowych scenach wybuchnąć czerwonym rozpryskiem po kuchennych kafelkach. Zatem skoro już wytrwaliśmy do końca filmu, nie łudźmy się, że tak łatwo przyjdzie nam o nim zapomnieć.
Najsłynniejszy niemiecki film ostatnich lat, to pozornie prosta historia kilku dni z życia współczesnej bussineswoman. Główną bohaterkę poznajemy w przededniu najważniejszych wydarzeń w jej dotychczasowej karierze zawodowej. Sprawy komplikują się, gdy Ines Conradi (Sandra Hüller) nieoczekiwanie odwiedza jej ojciec. Seria kiepskich dowcipów i nieudanych prób nawiązania kontaktu z córką staje się katalizatorem do powstania alter ego pana Conradi – tytułowego Toniego Erdmanna. Od tego momentu jesteśmy świadkami dziwnej przemiany, która zachodzi zarówno w córce, jak i w ojcu.
Czy warto przebiec przez życie nie zatrzymując się ani razu? Ile można poświęcić dla rozwoju kariery? Gdzie kończy się wierność wobec własnych ideałów, a zaczyna chory upór? Te i inne pytania nasuwają się same w trakcie oglądania. Z drugiej strony cały czas stykamy się ze specyficznym poczuciem humoru, które choć czasami prymitywne, stanowi idealną przeciwwagę dla faktycznej powagi głównego problemu. Jednakże w pewnym momencie każdy z widzów musi sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla niego w życiu najważniejsze. Bohaterowie filmu wychodzą z tej próby zwycięsko.
To właśnie aktorstwo w 'Tonim Erdmannie' stoi na najwyższym poziomie. Zarówno postaci pierwszoplanowe oraz ci, którzy odegrali w filmie wyłącznie epizodyczne role, wykonali kawał dobrej roboty. Ze względu na trudną tematykę oraz udziwniony scenariusz niełatwo było im zmierzyć się z wizją reżyserki. Szczególne wyrazy uznania należą się Peterowi Simonischekowi, który w pełni zawierzył Maren Ade i idealnie ożywił Winfrieda Conradi, a następnie ekscentrycznego Tonniego Erdmanna. Chociaż przez dwie godziny nikt mnie tak nie irytował jak on, to nie wyobrażam sobie kogoś innego w tej roli.
Pointując, w 'Tonim Erdmannie' wszystkie elementy prowadzą do wspólnego wniosku – to porządny kawałek kina. Dobry jest scenariusz, dobrze grają aktorzy, dobrze wypadł montaż, scenografia i muzyka. W rezultacie dobrze oceniam też pracę reżyserki, która sumiennie zrealizowała powierzony jej temat. Jednakże brakuje mi w tym filmie czegoś, co podniosłoby jego temperaturę. Ale może taki był zamysł Maren Ade. Życie przecież na co dzień nie obfituje w skoki adrenaliny.